czwartek, 17 kwietnia 2014

ZOBACZYĆ RZYM I UMRZEĆ



Wyobrażam sobie ,że jest późne popołudnie.Stąpam na bosaka po ciepłym bruku,przeciskając się
pomiędzy kamienicami.Wracam do domu.Kamiennego,porośniętego bluszczem.Na małym wzgórzu.
Świat zaczyna niebezpiecznie wirować może na skutek odprawianych wcześniej Bahanalii.
Wspominam beztroskę minionego dnia i oszołomienie na widok Dawida.

 Ta i wiele podobnych myśli nawiedza moją głowę odkąd obejrzałam ,,Wielkie Piękno,, Paulo Srretino.

Siedząc w kinie zauważyłam ,że jestem jedyną osobą poniżej pięćdziesiątki i pomyślałam ,że muszę być jakaś nienormalna ale było już za późno żeby pójść oglądać ze znajomymi Ace Ventura
Jak dobrze ,że nie skończyło się na wieczorze z Psim Detektywem.
Już od pierwszych minut filmu wiedziałam ,że długo o nim nie zapomnę.
Przez cały seans kotłowały się we mnie nie znane mi do tej pory emocje,których nie umiem opisać.


Konkurencją dla głównej postaci Jepa był Rzym.Miasto o dwóch twarzach.Jednej,rozwrzeszczanej,pstrykającej zdjęcia,skośnookiej.Drugiej,tajemniczej,posępnej,z oczami ,które widziały szalony upór Michała Anioła malującego freski w Kaplicy Sykstyńskiej czy gniew zdradzonego Cezara.

W tym kotle uczuć i myśli jedno było dla mnie pewne.Kiedyś kupię dom w Rzymie.Będę w nim mieszkać przez dwa miesiące każdego roku.
Dlaczego nie na stałe?
Ponieważ,tęsknota za tym wszystkim co myślę,że wyraża to miasto jest równie piękna jak ono samo.