pomiędzy kamienicami.Wracam do domu.Kamiennego,porośniętego bluszczem.Na małym wzgórzu.
Świat zaczyna niebezpiecznie wirować może na skutek odprawianych wcześniej Bahanalii.
Wspominam beztroskę minionego dnia i oszołomienie na widok Dawida.
Ta i wiele podobnych myśli nawiedza moją głowę odkąd obejrzałam ,,Wielkie Piękno,, Paulo Srretino.
Siedząc w kinie zauważyłam ,że jestem jedyną osobą poniżej pięćdziesiątki i pomyślałam ,że muszę być jakaś nienormalna ale było już za późno żeby pójść oglądać ze znajomymi Ace Ventura
Jak dobrze ,że nie skończyło się na wieczorze z Psim Detektywem.
Już od pierwszych minut filmu wiedziałam ,że długo o nim nie zapomnę.
Przez cały seans kotłowały się we mnie nie znane mi do tej pory emocje,których nie umiem opisać.
Konkurencją dla głównej postaci Jepa był Rzym.Miasto o dwóch twarzach.Jednej,rozwrzeszczanej,pstrykającej zdjęcia,skośnookiej.Drugiej,tajemniczej,posępnej,z oczami ,które widziały szalony upór Michała Anioła malującego freski w Kaplicy Sykstyńskiej czy gniew zdradzonego Cezara.
W tym kotle uczuć i myśli jedno było dla mnie pewne.Kiedyś kupię dom w Rzymie.Będę w nim mieszkać przez dwa miesiące każdego roku.
Dlaczego nie na stałe?
Ponieważ,tęsknota za tym wszystkim co myślę,że wyraża to miasto jest równie piękna jak ono samo.